Na dobry początek kilka słów o pochodzeniu nazwy naszej dzielnicy. Pozornie pospolita i czytelna, liczy sobie kilka wieków i kryje dziejową zagadkę. Ponadto zapowiada szczęk oręża i ujadanie dzikich sfor
Psie Pole to dzielnica, która może się poszczycić nie byle jakim mianem. Jej nazwa, przywołująca na myśl stado ujadających czworonogów, jest unikatowa nie tylko na skalę wrocławską, ale i całej Polski. To już coś, bo nie można tego powiedzieć o takim Starym Mieście czy Śródmieściu. Pieska dzielnica przez wieki znajdowała się zarówno w granicach polskich, czeskich jak i niemieckich, wiadomo jednak że jest rdzennie słowiańska, bo wzmianki o niej pojawiają się już w średniowiecznych kronikach mistrza Wincentego Kadłubka. Dumni/nie dumni borykamy się z nazwą, którą dziedziczymy po przodkach wprost z XII wieku, i która właściwie nie zmieniając się od tamtego czasu, wybrzmiewała w różnicującej się fonetyce trzech języków, jako Psiepoley, Psepole, Campus Canum, Huntsfelt, Hundzfelt czy Hundsfeld.
Początkowo wiązano tę okolicę z prawdziwie patriotycznym wydarzeniem, jakim miała być bitwa Bolesława Krzywoustego z niemieckimi oddziałami Henryka V. Oczywiście walka została zakończona druzgocącą porażką Niemców i spektakularnym sukcesem polskiego wojska. Gęsto ścielący się trup, zwabiał na żer sfory dzikich psów z okolicznych lasów. To one zainspirowały ludzi do nadania miejscu psiego przydomka. Niestety, wspomniane zmagania wojenne zyskały taki rozmach tylko u Kadłubka, co więcej, większość historyków powątpiewa nie tylko w prawdziwość jego przekazu, co w sam wybuch bitwy. Milczy o niej nawet Gall Anonim – skryba współczesny Krzywoustemu, a milczenie na temat sukcesów władcy nie leżało w naturze tego kronikarza.
Luka historyczna po bitwie nie tylko odbiera nam chlubne i chwalebne pochodzenie nazwy, ale poszukiwaczy jej źródeł kieruje na przeciwny biegun. Tym razem etymologia nie jest bohaterska i mrożąca krew w żyłach, ale zwyczajna i domowa – 'psie pole' to po prostu książęca psiarnia. Śmiem twierdzić, że pan na włościach trzymał w niej zwierzęta służące do polowań, a nie dzikie i krwiożercze bestie. Ostatnia teoria pochodzenia nazwy mówi o tym, że ziemie nasze były liche, podmokłe, dlatego psie, czyli byle jakie. I tu bez komentarza.
Nazwa naszej dzielnicy nie zmienia się jednak od wieków. Kronikarz o bitwie napisał, i choć wszystkim znane są silne pokusy do fabularyzowania i zmyślania, jakim ulegali średniowieczni skrybowie, powodów, by mu nie wierzyć, nie musimy szukać. Samo rozstrzyganie historycznych kwestii związanych z nazwą Psiego Pola podnosi przecież jego status. Bitwa staje się kością niezgody między tymi, co szukają dziejowej sprawiedliwości, a tymi, co nie chcą stracić bohaterskiej proweniencji. A może doszedłszy do wniosku, że chodzi tylko o spory miejskiego patriotyzmu, należy zakrzyknąć jak międzywojenni mieszkańcy: Da liegt der Hund begraben! (Tu leży pies pogrzebany!). A leży! I to pewnie nie jeden.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz