23 stycznia 2016

Pędzącym Rolandem do kurortu

Pociągi pociągają. Może zdarzyło się wam liczyć wagony towarowe, patrząc wieczorem na jeden z nadodrzańskich mostów. A może lubicie zaglądać w okna mijanych osobówek, zastanawiając się, dokąd jadą pasażerowie. Więc pewnie jest wśród was ktoś, kto chciałby pojechać na wycieczkę po Psim Polu Wąskotorową Koleją Wrocławsko-Trzebnicko-Prusicką. Ja bym chciała!

Kolej wąskotorowa była pod koniec XIX
Pl. Staszica, lata 30. XX wieku, źródło: dolny-slask.org.pl
wieku powszechnie stosowana do przewozu towarów i ładunków przemysłowych: w przemyśle wydobywczym, hutnictwie, leśnictwie. Początkowo zaprzęgano ją końmi, ale wraz z rozwojem technologicznym zaczęto napędzać 
ją maszynami parowymi, a później prądem. Ten typ pojazdów szynowych charakteryzuje się wąską trakcją, co sprawia, że wagony nie mogą przewozić tak dużych ciężarów, jak w wypadku zwykłej kolei. Wąskotorówki są za to tańsze w budowie – mniej materiałów, mniejsze obciążenie na mostach i wiaduktach.

W niedzielę do wód
Pomysł wybudowania wrocławskiej kolei pojawił się w 1893 roku. Miała połączyć Wrocław z Trzebnicą i pobiec do Prusic, korzystając z istniejącej drogi Wrocław – Rawicz. W 1897 roku berlińska firma Kommandit-Gesellschaft für den Bau und Betrieb von Kleinbahnen Schneege & Co (sic!) uzyskała z rąk Prezydenta Rejencji Wrocławskiej pozwolenie na budowę i eksploatację kolejki. Prace wykonawcze rozpoczęły się w tym samym roku, a zakończyły 1900. Właśnie ta kolejka woziła wrocławian na wakacje i wypoczynek w Góry Kocie i do Trzebnicy, która przed wybuchem II wojny światowej była ulubionym kurortem mieszkańców Breslau. Znajdował się tam park zdrojowy ze źródłem wody mineralnej bogatej w związki żelaza. Rocznie z takich przejazdów korzystało od kilku do kilkunastu tysięcy osób (niektóre źródła mówią nawet o półmilionowej grupie). Kolejka nie dojeżdżała do centrum miasta, kurs kończyła na dzisiejszym Nadodrzu, gdzie przy pl. Staszica miała niewielki dworzec. Kolej wąskotorowa była też środkiem transportowym do przewozu węgla, buraków cukrowych i produktów żywnościowych na linii wrocławskiej. Cześć użytkowników nazywała ją pieszczotliwie „Pędzącym Rolandem” (niem. Rasender Roland). Jednak nie wszyscy mieszkańcy cieszyli się nowym nabytkiem. Skarżono się na hałas, tłok na ulicach i duże zadymienie. Początkowo pociągi mogły jeździć z prędkością 30 km/h, a po mieście, drogach publicznych i na skrzyżowaniach – 15 km/h. To jednak dla współczesnych mieszczan było za szybko. Ostatecznie dyrekcja kolejki ograniczyła, pod wpływem zażaleń użytkowników, prędkość miejską do 10 km/h.

Nowatorskie, a problematyczne

Wypadek na pl. Staszica, źródło: dolny-slask.org.pl
Wrocławska wąskotorówka nie była pojazdem bezkolizyjnym. Do pierwszego wypadku doszło w 1909 roku, kiedy to jadący z Trzebnicy do Wrocławia pociąg wjechał na przeciwny tor i zderzył się z innym szynowym środkiem lokomocji. Paradoksalnie wypadkom sprzyjało nowoczesne, niemal na skalę europejska, rozwiązanie – pociągi jeździły po tym samym torze, co tramwaje, ale maszynista musiał pamiętać o przełożeniu zwrotnicy. Opóźnione pojazdy, brak łączności, nieuwaga kierujących przyczyniały się do licznych kolizji. Dyrekcja sukcesywnie bombardowana była olbrzymią ilością skarg, włącznie z żądaniami zlikwidowania „Rolanda”. Koniec I wojny światowej nie poprawił sytuacji kolejki. W 1919 roku zawieszono kursy czterech pociągów relacji Wrocław – Trzebnica i Wrocław – Wysoki Kościół, a następnie odwołano ruch pasażerski w niedziele i święta, co spowodowane było zbliżającą się jesienią i koniecznością ograniczania spalanego drewna. Lata trzydzieste zastały naszą kolejkę w bardzo złym stanie technicznym. Zarząd miasta skłonny był sfinansować remont linii i doprowadzić do jej unowocześnienia, co zwiększyłoby osiągalną prędkość pociągów na odcinku Wrocław – Trzebnica do 40 km/h i skróciło podróż do półtorej godziny. Niestety pomysł nie został zrealizowany, a niezwykle szybki rozwój komunikacji samochodowej sukcesywnie, wraz z nastaniem II wojny światowej, pogrążał stan kolejki, na którą miasto nigdy nie miało pieniędzy.

Już z lamusa

Po II wojnie światowej z dwóch wąskotorowych kolejek: Wrocławsko-Trzebnicko-Prusickiej i Żmigrodzko-Milickiej utworzono Wrocławską Kolej Dojazdową. W latach 50. wzniesiono na Karłowicach pomieszczenie do odprawy podróżnych, ale socjalistyczne władze nie poświęcały już kolejce uwagi, i tak odchodziła dosłownie i w przenośni w zapomnienie. W ostatni kurs Roland ruszył w 1967 roku. Wreszcie rozpoczęło się demontowanie wąskotorowych szyn, likwidowanie magazynów, a budynek dworca znajdujący się przy pl. Staszica w latach 80. przekształcono 
w dom katechetyczny. Pamiątki po naszej kolejce, zamkniętej ostatecznie w 1991 roku, stopniowo niszczeją lub są bezmyślnie dewastowane. A wielu mieszkańców nie ma w ogóle pojęcia, że była. 

Widok na pl. Staszica. Z lewej strony nadjeżdża kolejka, po prawej widać budynek dawnego dworca; źródło: dolny-slask.org.pl

Więcej na ten temat można poczytać na stronie kleinbahn.pl.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz